Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

raz godziny przeżyte z Grammar of Assent Newmana, jego Apologią i listami przyniosły mi nieskończenie wiele pożytku. W obcowaniu z tym potężnym dobroczyńcą dusza moja zyskała pewne powinowactwo ze spokojem, tak całkowicie jej dotąd obce. Nie potrafię wypowiedzieć, jak nieskończenie wiele zawdzięczam Newmanowi. Cierpię, że nie mogę mieć wszystkich jego dzieł. Jego książki są dla mnie jakby żywym, nieskończenie przekonywującym, opanowującym światłością głosem. Czytanie ich już jest zlewem światła i spokojnie ufającego rozumu. Być może nie dojrzeję nigdy do momentu, w którym potrafię spokojnie opowiedzieć, co zaszło w głębokich warstwach mego umysłu i woli za wpływem Newmana. Lubię jak zaklęcie te trzy litery J.H.N. — są one dla mnie jakby przypomnieniem. Nie sądzę, aby Plato przedtem był dostępny dla mnie, nie sądzę, aby dostępne dla mnie były ciche, głębokie, oceaniczne i międzygwiezdne regiony poezyi. Wszystko to zawdzięczam Newmanowi. Ani Meredith, ani Browning, których nazwiska łączą się w mej myśli z tem trzeciem w jednem uczuciu kultu nie byliby podziałali tak trwale, ani tak głęboko. Nie zdobyłbym się na gorętszą sympatyę dla Wordsworth’a, dusza Coleridge’a nawet, którego wspólne nam — aż do przerażenia — słabości natury czynią mi tak blizkim, którego nie wolno mi zdradzić, gdyż jest mi bratem całych godzin upadku i wyczerpania — Coleridge nawet, pomimo, że te ciemne