Strona:PL Stanisław Brzozowski - Legenda Młodej Polski.djvu/498

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kto jest choć trochę moralnym szlachcicem“ — mówi Żeromski w Dziejach Grzechu i brzmi to jak wyzwanie, jeżeli na niczem nie można oprzeć prawa do życia, jeżeli nikt nie może powiedzieć, że stwarza życie, za jakie chciałby przyjąć odpowiedzialność, — nikt — oprócz Płaza Spławskiego oczywiście — to czem trzyma się życie, jaką siłą? — Ewa pozostaje do końca niewinną — mówią mi. Boże miły! Cóż jest w tem, że człowiek kocha życie, sam fakt życia w jego nieskończenie pierzchliwych momentach, czy niema pewnej świętości w takiej miłości samego życia, czy nie jest to pierwiastkiem niezbędnym wszelkiej świętości umieć zachować w duszy taki zakątek, z którego rozlewa się dziecinna, słodka miłość życia? I oto to najnaiwniejsze, najpierwotniejsze uczucie staje się zawiązkiem hańby i grzechu. Widzimy, jak nieuchronnie ze wszystkiego wyrasta grzech, zguba, hańba i zaprzepaszczenie: wszystkiemi swemi drogami ku nim zmierza życie. To osobiste, to własne, to tylko nasze, trzepocące się na dnie piersi jak ptak życie okazuje się jakąś zbiorową własnością. Przeżywając tylko siebie, nic nie robiąc, jak tylko żyjąc, tworzy się groźny, brzemienny w nieszczęście, grzebiący sławę pokoleń — los zbiorowy. I klęska, straszliwa klęska wyrasta ze wszystkiego, i widzimy, że nie tylko niezawiniona krzywda, lecz i nasza wina budują ten gmach naszego życia, nad którem ciążą jak przekleństwo te słowa: dzieje grzechu. Dzieje grzechu — wszystko, co myślicie, czujecie, czynicie — całe wasze bieżące życie — wasz epos dzisiejszy. Ci, co mówili o sadyzmie, nie zastanawiali się nad tem, jakie zagadnienie poruszali, (nie poruszali zresztą żadnych zagadnień: — szczuli). Nie dostrzegali, że w tem głębokiem wyczu-