Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pewne, że tu nie grozi niebezpieczeństwo i niejednokrotnie z zadowoloną miną, powtarzał Pohoreckiej:
— Nie łatwo nas znajdą!
Bo nietylko wyszukał on dziurę, której istnienie było mało znane obcym. Postarał się również, aby zatrzeć za sobą i Marysieńką wszelkie możliwe ślady. Nawet swój wygląd zewnętrzny zmienił dla niepoznaki. Miast eleganckiego monokla, z którym przedtem nie rozstawał się nigdy, nosił wielkie amerykańskie okulary, a eleganckie garnitury zastąpiło ciemne, nie zwracające uwagi ubranie. Były to nie wiele znaczące, napozór szczegóły, ale w wyglądzie hrabiego nastąpiła metamorfoza. O ile przedtem powierzchowność Wazgirda rzucała się w oczy, świadczyła, iż każdy ma przed sobą wytwornego wielkiego pana, o tyle teraz postarzał się on, zgarbił i przypominał zewnętrznie całkowicie emerytowanego urzędnika, czy też średniego przemysłowca, który, wycofawszy się z interesów, tu w tej zapadłej miejscowości kuracyjnej, szuka wypoczynku. Również i na liście hotelowej widniało inne nazwisk. Bo, Wazgird, nie idąc śladem niektórych Polaków, jacy ledwie jedną nogą znalazłszy się na obczyźnie, wnet z skromnych Wątorków i Maciaków zmieniają się w baronów i hrabiów, nie tylko zataił swój prawdziwy tytuł i nazwisko, ale figurował, korzystając z łatwości meldunków we Francji, jako demokratyczny monsieur Schultz, kapitalista. Pan Schultz, rentier, ze swą siostrzenicą Mar ją Schultzówną. Przybyli ze Lwowa i tu zamierzają spędzić czas nieokreślony.
Postępowanie Wazgirda, wobec Marysieńki, było pod każdym względem bez zarzutu, jakby chcąc jej osłodzić tę narzuconą podróż, nadskakiwał i otaczał uprzejmościami młodą kobietę.
Nie poznawała wprost Wazgirda. Nawet pewnego dnia powiózł ją wynajętym samochodem do sąsiedniej Nizzy i znakomicie z tą miejscowością obeznany, zapewne, z poprzednich wycieczek pokazywał jej wspaniałe wille, rosnące śród egzotycznej roślinności.
Czyżby śmiała ona marzyć, skromna urzędniczka, iż ujrzy kiedykolwiek ów „raj na ziemi“, gdzie sztuka ludzi doprowadziła przepych przyrody do zenitu.
Niekiedy, Wazgird na kilka godzin opuszczał Marysieńkę. Jeździł, jak mówił do pobliskiego miasteczka, aby odbierać na poste-restante listy, bowiem gwoli cał-