Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pan hrabia, pierwszy, oddałby im chętnie Marysieńkę na łup... Bo przeszkadza ona panu hrabiemu, bardzo...
— Oj, przeszkadza! — mimowolny okrzyk wyrwał się z piersi Wazgirda.
— A gdyby tak.... — Dziurdziszewski chytrze przymrużył oko — naprawdę ją wtajemniczyć... Może się zgodzi i za cenę znaczniejszej sumy zachowa milczenie? Wtedy bylibyśmy całkowicie kryci...
— Nigdy! — zawołał Wazgird — Poznałem jej charakter przez te kilka dni. Jest naiwna, ale do przesady uczciwa! Nie połaszczy się na pieniądze! Przenigdy! Oskarżałaby nas jeszcze o zamordowanie Tadeusza!
Dziurdziszewski bezradnie rozkrzyżował ręce.
— Widzę, cóż dalej?
Wazgird nie dał wprost odpowiedzi na to zapytanie. Powstał z miejsca, zamierzając odejść. Ale dziś, widocznie w nagrodę za położenie zasługi, wyciągnął do niepokaźnego swego pomocnika rękę.
A gdy ten ją ściskał z przesadnym respektem, wyrzekł!
— Co dalej? Hm, drogi panie Dziurdziszewski! Czasem trudne sytuacje są najprostsze do rozwiązania!
Dziurdziszewski nie nalegał dłużej i w milczeniu odprowadził go aż sa schody.
Lecz kiedy hrabia znikł i zamknął on za nim starannie drzwi swego małego i biednego mieszkanka, skrzywił się złośliwie:
— Takiś ty tajemniczy? — mruknął. — Zaczynasz się mnie wystrzegać? Myślisz, że się pozbędziesz byle ochłapem! Oj, żebym ja nie rozpoczął z tobą gierki, bo gdy chodzi o miiljony wszelkie sposoby są dobre!
Z zadowoleniem zatarł ręce. A w jego głowie, niby na kinematograficznem płótnie, poczęły się przesuwać obrazowo przeczytane w dokumentach informacje.
Planik zdążył też przerysować.
Tymczasem Wazgird, wyszedłszy z domu, w którym zamieszkiwał Dziurdziszewski, zdążał przed siebie, w stronę sąsiedniej ulicy, gdzie oczekiwało nań jego auto.
Gdy szedł, pogwizdywał cicho a wyraz zadowolenia coraz więcej rozlewał się po jego twarzy.
Wreszcie, przystanął na chwilę.
— Hm... — mruknął. — Za bardzoś ty ciekawy, mój Dziurdziszewski i za bardzo cię obchodzą losy Ma-