Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tów — i po upływie kilku minut znów ukazał się nieznajomy.
— Uciekła! — oświadczył. — Albo schowała się znakomicie! Nigdzie jej nie mogę odnaleźć!
— W jaki sposób by uciekła? — zdziwiła się Marysieńka. — Pewnie ukrywa się za którą szafą w mroku!
— Może! Czy światło w mieszkaniu zepsute?
— Nie mam pojęcia! Siedziałam sama, nagle w lustrze ujrzałam straszliwą twarz siwowłosej wiedźmy, a potem światło zgasło...
— Obejrzymy wyłączniki! Gdzież one
— O, tu! W przedpokoju...
Mężczyzna podszedł do instalacji, coś w niej poprawiał i wnet potoki elektryczności znów napełniły mieszkanko.
— Wykręciła je! — rzekł — Wykręciła, by w ciemnościach łatwiej napaść na panią! No, teraz wspólnie przeprowadzimy rewizję.
Zamknąwszy drzwi wejściowe na klucz, i włożywszy klucz do kieszeni, razem z Marysieńką udał się na powtórny przegląd pokojów. Lecz, choć zarówno w sypialni, jak i w stołowym i w gabinecie zaglądali w każdy kąt, przesunęli każlą szafę, poruszyli każdy mebel — poszukiwania te pozostały bezowocne. Nie było nikogo. Wreszcie, kiedy znaleźli się w kuchence, której drzwi prowadziły na tylne schody, nieznajomy zbliżył się do tych drzwi i je otworzył.
— Ot! — zawołał. — Mamy rozwiązanie zagadki! Uciekła kuchennemi schodami! Drzwi są zamknięte tylko na zatrzask! Musiała mieć wytrych, lub dorobione klucze...
— Uciekła! Uciekła! — szepnęła z rozpaczą. — Więc znów kiedy na mnie napadnie! Och, bo ona chce mnie zamordować!
— Chwilowo — odparł nieznajomy z wielką mocą — nie grozi pani niebezpieczeństwo, bo tu jestem! A od dalszych napaści, które i ja przewiduję, postaram się panią uwolnić!
Teraz dopiero przypomiała sobie Marysieńka, że nawet nie wie, kim jest jej wybawca, który tak nieoczekiwanie, w samą porę przybył na ratunek. Obrzucając wytworną sylwetkę szpakowatego mężczyzny, pełnym wdzięczności wzrokiem, wymówiła: