Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas, gdy przedstawiciel władzy mierzył go nieufnym wzrokiem. — Sączą się one do pokoiku przez jakąś rurkę i zaraz trzeba zakręcić kurek... W samą porę zdążyli panowie, aby nas ocalić! Jeszcze chwila, a byłoby po wszystkiem!
Podczas, kiedy jeden z policjantów, w rzeczy samej odnalazł rurkę i przerwał potok, sączącego się jadowitego gazu, Sorel wynosił do sali Marysieńkę, a Den pod ramię wyprowadził z izdebki, chwiejącego się na nogach Gwiżdża. Komisarz obserwując tę całą, niezbyt jeszcze zrozumiałą dla niego scenę, zapytał:
— Kim właściwie jesteście? Takimi samymi bandytami, jak ci, którzy na nas napadli, gdy zjawiliśmy się w podziemiach i z którymi musieliśmy stoczyć ciężką walkę?
Tu wskazał dłonią, na ginącą w ciemnościach mrocznej sali grupę. Dwóch policjantów nakładało Hopkinsowi na ręce kajdanki, dwóch innych przytrzymywało wciąż wydzierającą się i miotającą przekleństwa Carlsonową. Dalej, widać było na ziemi nieruchome postacie trzech mężczyzn zabitych, lub też ciężko rannych.
Den pośpiesznie odpowiedział:
— Jesteśmy niewinnemi ofiarami, które ci zbóje zamierzali wymordować w podziemiach! Zaraz, panu komisarzow, wytłomaczę bliższe szczegóły całej przygody! A, oto moja legitymacja! Den, detektyw prywatny!
Wyciągnął z kieszeni dokument. Przedstawiciel władzy choć nieco uspokojony, nadal spozierał na niego uważnie i kręcił głową z powątpiewaniem.
— Jest pan wywiadowcą? A pańscy towarzysze mają być spokojnymi ludźmi? Czemuż w takim razie, przybyliście tu samolotem potajemnie i niczem przestępcy zakradaliście się do tych podziemi?
— Ach, pan komisarz już wie o tem?
— Oczywiście! Bo, gospodarz, u którego się zatrzymaliście, poczuwał się do obowiązku, zawiadomienia mnie przez swego synka, że tajemniczy aeroplan spadł na jego grunta i że zagadkowi goście bawią w chacie. Ponieważ, doniósł mi, że znajduje się tam trzech uzbrojonych mężczyzn i kobieta, zebrałem większy oddział policji i pośpieszyłem na miejsce. Ale, wy, jużeście opuścili chatę, a ze słów gospodarza i waszych rozpytywań