Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziwne, bardzo dziwne!... — bąkała, zamyśliwszy się Marysieńka — Straszliwa zagadka!
Ale sędzia śledczy, odbiegłszy na chwilę, znów stawał się surowym a nieubłaganym urzędnikiem.
— Są to szczegóły ciekawe, lecz, niestety, nie zmniej szające w niczem pani winy. Wpadła pani do mieszkania i widząc męża w tej atmosferze, tchnącej zmysłowym wyuzdaniem, w przystępie szału i zazdrości, może po gwałtownej scenie, wbiła pani w jego piersi sztylet, przyniesiony ze sobą. Jak ściśle odbyła się scena zabójstwa, nie wiem i jedna pani mogłaby coś bliższego w tej sprawie powiedzieć...
Marysieńka nerwowo poderwała się ze swego miejsca: — Nie zabiłam! Klnę się na Boga, nie zabiłam! — Wszystkie wnioski pana sędziego są fałszywe! Przysięgam, że wypadki odbyły się tak, jak je panu opisałam. Drzwi stały otwarte i...
Sędzia wykonał jakiś nieokreślony ruch ręką.
— Nie będziemy — przerwał — wciąż powtarzać w kółko jedno i to samo! Nie chce pani się przyznać, to jej rzecz! Nie mogę jej zmusić do przyznania się! Ale w oczach prawa jest pani winna i nie potrafi pani niczem obalić zebranych przeciw sobie dowodów! Uporczywe zaprzeczanie tylko pogarsza sytuację! Wobec tego, zmuszony jestem zastosować, jako środek zapobiegawczy, aż do czasu rozpatrzena sprawy dalsze osadzenie w więzieniu, o ile nie złoży pani kaucji w wysokości dwudziestu tysięcy złotych.
Załamała ręce.
— Dwadzieścia tysięcy złotych! To majątek! Ależ ja nie mam grosza!
— Trudno! — mruknął i znów nie patrząc na Marysieńkę nacisnął dzwonek. — Wiem, że kaucja wysoka, ale i pani przestępstwo należy do najcięższych...
Marysieńka spojrzała nań błagalnie.
— Panie sędzio... Ja mam wrócić do tej strasznej celi?... Okropne...
Dalsze słowa zamarły na jej ustach. Na progu gabinetu ukazał się policjant, ten sam, który ją tutaj przyprowadził. Dalej miała przekonywać, błagać, poniżać się?... Tłomaczyć to, czemu nie chciano dać wiary? Daremnie...
Po chwili ponura, okratowana karetka więzienna wiozła Marysieńkę do groźnego gmachu, który, niestety,