Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła się nawet, natomiast w jej stronę biegła cała zgraja z Hopkinsem na czele, wydając radosne okrzyki. Może mniemali, że to Pohorecką dosięgli ich strzały.
— Biedna Maud! — szepnęła Marysieńka a wielkie łzy spływały po jej policzkach. — Biedna... Wiele zgrzeszyła, lecz za ostatni postępek wiele jej zostanie darowane! Właściwie, zawdzięczam jej ocalenie! gdyby nie siedziała za mną, we mnie trafiłyby strzały tych zbójów!
Gwiżdż, nie odparł na te uwagi nic, tylko pochylony nad kierownicą, pędził naprzód nieznaną mu ulicą...

ROZDZIAŁ XIII.
CO DALEJ.

Wreszcie, wydostali się z apaszowskiej dzielnicy, dotarli do bardziej spokojnych ulic. Tu i tam migały policyjne posterunki, a Gwiżdż z radości odetchnął głęboko.
Naprawdę, byli uratowani!
Zdala zamigota jakaś jasno oświetlona kawiarniana szyba. Tam skierował się Gwiżdż i przed wejściem przystanął.
— Zechce pani zsiąść! — rzekł, zeskakując z siodełka. — Wejdziemy do tej kawiarni, aby odpocząć! Jednocześnie naradzimy się, co dalej czynić, bo nasza sytuacja nie jest zbyt wesoła!
Wsparł motocykl o mur i wraz z Marysieńką wszedł do sali. Było to typowo marsylskie podrzędniejsze cafe, otwarte całą noc, w którem nikt nie dziwił się niczemu, a wszystkiego można było dostać. Siedzieli tam przy kilku stolikach nieliczni goście, trawiący nadmiernie spożyte ilości „absynthu“, a zaspanego kelnera wcale nie przeraził niedbały ubiór Gwiżdża, oraz pomięta sukienka, powalany śród ucieczki płaszczyk i przykrzywiony kapelusz Marysieńki.
Gwiżdż, z zadowoleniem wyjaśnił:
— Tu, przywykli do różnych „typów“ i nie zwrócą na nas uwagi! A gdzieindziej, mógłby ludzi zainteresować nasz wygląd! My zaś, choć przed chwilą wyrwaliśmy się z łap zbrodniarzy, sami musimy się ukrywać do czasu, niczem przestępcy! Bo, obawiam się, że ze stro-