Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lub pod Kapri we Włoszech — którą świat wychwala,
Albo chodził na Staffie po grocie Eingala!...
A jeźli tamte dziwa przez wieczne wyroki,
Ciekawych miłośników nagradzają kroki;
To i nasza jaskinia jest niepospolita,
Choć rzadko odwiédzana — głęboko ukryta.
Spoczywając na głowie Gewontu wzniosłego,
Czerwony-wirch w postaci kopca wysokiego,
Pokazuje się dumnie i wabi do siebie,
Zachęcając, by z niego czołem utkwić w niebie;
Lecz bez niebezpieczeństwa przystąpić nie daje,
Ale kto go pokona — temu nowe kraje
Odkryje tam w około — a człowiek w zachwycie,
Błogosławić tam będzie przyrodzenia życie;
Przewodnik mu zaś powié każde tam nazwisko
Skał i gór odsłonionych daleko i blisko;
Pokaże Krzesanicę, potém Kondratową,
Potém na Małą-łąkę wprowadzi majową,
Grzbiety Wielkiéj-Koszystéj i Mały-Koszystéj
Co iskrzą się jak tarcze albo pancerz czysty:
Hruby-wirch śniéżystemi jak bieli płachtami
I Lodowata-turnia z groźnemi skałami;
Daléj stérczy Kościelec, Turnia Buczynowa,
Pośredni-Wirch, a Bieskid za inne się chowa;
Skrajna-turnia i przełęcz Lilijową zwana,
Pośrednia, Chłopki, Zakos i Czuba mniéj znana.
A daléj za Królową, Kopy-jaworowe
A wszystkie niebotyczne, zdają się jak nowe,
Ciągnące się od Pyszny pasmem do Krywania
Których wiérzchołki często mgła ciemna osłania;
A między nimi Zawrat olbrzymi wystaje,
Jak gdyby był przerwanym wyraźnie się zdaje,