Przejdź do zawartości

Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XIX.

Ominąwszy włość Białkę — drogą Bukowiny
Wychodzimy na górę, zkąd widok jedyny
Odkrywa się na Tatrów łańcuch nieprzerwany,
Pod nogami naszemi cudownie rozlany;
O, nie ma słów ile tam człek radości czuje! —
Wstąpiwszy na leśnictwo — tam się zapisuje
Do księgi, na pamiątkę, kto długo, szeroko,
Chodził, a osobliwie poznał Morskie oko.
A doznawszy właściwéj góralom grzeczności,
I tak zalecającéj, miłéj gościnności;
Po noclegu wygodnym — unosi ze sobą
Wspomnienie chociaż miłe, przejęte żałobą;
Unosi pamięć ludzi, którzy swą prostotą
Droższemi się wydają nad perły i złoto! —
Więc opuściwszy owéj Bukowiny chatki,
I w pięknym Glejczarowie młyny, strugi, kładki;
Owsy, żyta, jęczmienie, kapusty z grulami,
Witamy Zakopane zasłonione mgłami;
Których blade powłoki pogoda przeciera,
I dziwa w całym blasku przed nami otwiera:
Pod Reglami kałuża Buńdowki nazwana,
Ma zapach jakby woda była w niéj siarczana,
Biały osad na ziemi widzieć się dający
Poświadcza, że pierwiastek tu się znajdujący