Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod którymi ukryta jama niedaleka —
Ale czarnym otworem przeraża człowieka;
Lecz komu sprzyja męztwo i wiara prawdziwa,
Wejść tam może pomału przy świetle łuczywa,
Ujrzy wiele światełek na środku pieczary,
I skarbów wielkie mnóstwo — jak gdyby ofiary —
„Ale duch niewidomy pocznie zaraz sykać,
„Aby się nie przybliżać i skarbów nie tykać,
„Tylko iść jeszcze głębiéj choć obawa bierze,
„Gdzie trzech mnichów odmawia nabożne pacierze;
„Tam pokłonić się trzeba z osobna każdemu —
„Dopiéro do klejnotów zbliżyć się samemu
„Można śmiało — i złota nabrać podług woli,
„I znowu się ukłonić, i odejść powoli;
„Lecz kogo-by targnęła nieszczęsna ochota,
„Urąbać więcéj razy leżącego złota:
„Rozgniewał-by tych starców, którzy-by go w chwili
„Za łakomstwo i kradzież pięściami zabili!”...
Tak zapewnia przewodnik — ale sam się boi
Wprowadzić nas do owych podziemnych pokoi;
Więc nie mogąc się sami w jaskinie zapuścić;
Musimy tam schowane bogactwa opuścić!...
Daléj Mnich, przeraźliwie do nieba od ziemi
Wydźwignął się ponuro grapami brudnemi;
Jest-to skała szczególna, obszerna i tęga,
Zaledwie trzeciéj części wyższych skał dosięga;
Jest-to olbrzym dziwaczny, choć postawy mniszéj
Nie przybrał podobieństwa w świątobliwéj ciszy,
Stoi sobie — a przez swą szyję i ramiona
Zbliża się podobieństwem do słupów Memnona,
I grozi ci nad głową, a woda pod nogą
Ociąża myśl okropnéj wyobraźni trwogą: