Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Choć w śród uczuć gorących słowa nam martwieją,
Spróbujmy odrysować wszystko za koleją.
Jezioro czarno-szare, lśniące i głębokie,
A nad niém trzy tysiące stóp skały wysokie
Stoją dumnie, jak wierne jeziora strażnice,
Odbijające w wodzie granitowe lice;
Broniąc światłu przystępu swym ponurym cieniem,
Aż w południe, gdy słońce leje się promieniem,
I ciepło swoje miłym uśmiéchem rozwinie,
Natenczas wszystkie dziwy ujrzysz w téj krainie!
Ujrzysz w głębi jeziora jasne zieleniny,
Skały, domek na brzegu i kozodrzewiny.
Ujrzysz na lustrze wody chmur powolne ruchy,
Jak mary znikające, jak powietrzne duchy;
I nad tobą jest niebo, i pod twemi stopy
Jakbyś między powietrzne zawieszony stropy
Unosił się w przestworzu — nie pojąwszy siebie,
Był za jedném spojrzeniem na ziemi i w niebie!
Bo powierzchnia jeziora źwierciadłem rozlana,
Wydaje się podobnie jak Fata-morgana;
Na lewo przy Wysokiéj, z wychylonéj ściany,
Przedziera się gwałtownie strumień rozgniewany;
A niemogąc wyniosłe pięćset łokci łoże
Zniszczyć, pieni się z gniéwu i ginie w jeziorze!
Daléj „Mury liptowskie” i „Rysy szczerbate”
Jak gdyby wykrojone, rozdarte, widłate;
Mieguszowska i Zamnich z dziwnymi kształtami,
A zdają się oddychać pełnemi piersiami!
Idźmy po prawym brzegu téj wodnéj przestrzeni,
Gdzie mnóstwo kozodrzewiu i mchu się zieleni,
Gdzie paprocie, porosty zdobiąc skały latem,
Witają nas swym pięknym i liściem i kwiatem,