Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A mimo okropności, jaką staw przejmuje,
Podróżny u stóp krzyża bezpiecznym się czuje. —
Dumając u stóp krzyża co stoi w granicie,
Wyraźnie poznajemy osobliwe życie
Owych skał prostopadłych, które w swoim wątku
Chowają tajemnicę o świata początku.
A gdy podróżny okiem-duszy i natchnienia
Umié zajrzyć w ich łono, w ich twarze milczenia,
Posłucha zadziwiony jak opoka blada,
Niższéj sąsiadce swojéj tak rzecz opowiada:
„Nigdy się daléj moja nie pomknęła noga,
„Więc stoję i pamiętam tworzącego Boga,
„Który Sam w sobie Światłem a nie miał promienia,
„Sam jest życiem i bytem bez ciała, bez cienia!
„Na jego cudotworne, wszechmogące tchnienie,
„Ziemia tężeć poczęła, a ze mgły strumienie
„Oddzieliły się — potém światło zajaśniało,
„I powietrze ożywcze nad wszystkiém zawiało;
„Sformowały się potém błękit i obłoki,
„I wyszły jak dziewice ze ziemi, opoki:
„Słońce z powietrza wstając, tworzyło dzień miły
„Odłączony od nocy — a w nocy świéciły
„Drżące gwiazdy z księżycem srebrnym a dwurogiem. —
„Więc powstał świat — a w kwiecie Bóg ukrył się Bogiem!”
Takie przy Czarnym-stawie snują się marzenia,
Chociaż niedocieczone, godne uwielbienia!....
My uchodząc powoli koło wodospadu,
Spuszczamy się ostrożnie z granitów nieładu,
Doznając w wielu razach zawrócenia głowy,
Przez obłazy, stroniki, grapy i parowy;
A za każdém spojrzeniem i za każdym krokiem,
Zdaje się nam spotykać ze śmierci widokiem;