Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVI.

Po grzebieniu Rostoki postępujmy daléj,
Gdzie nie słychać ni jęku, ni łoskotu fali;
Gdzie perć idzie do góry brzegiem wilgnych ścieków
Jakby z przedpotopowych pozostała wieków,
Kręta, wązka i ostra a miejscami ślizka,
Wiodąca w powalone, groźne widowiska:
Skały stoją wyniosłe, a między skałami
Dolina zawalona, sterczy kamieniami
Leżącymi w nieładzie jak największe domy,
Co utrudniają przejście swojemi rozłomy!
Napróżno tu rozwodzić żale, albo płakać,
Potrzeba z głazu na głaz nad przepaście skakać,
I mieć pilną uwagę ażeby gdzie bokiem
Nie pośliznąć się w otwór lub nie chybić krokiem!
A nie małéj-to pracy i nie krótkiéj chwili
Potrzeba, ażebyśmy te gruzy przebyli!
Potrzeba wiele razy stawać i spoczywać,
Patrzyć w koło i nowe przejście wynajdywać!
I nieraz nad przepaścią, trudną do przebycia,
Spinać się i obchodzić — strzedz głowy rozbicia
O obłazy[1], stroniki nad tobą wiszące
Ostrościami swojemi zdradliwie sterczące!....

  1. Obłazy, ubocze wzdłuż prostopadłe.