Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I przegibami swemi, jakich wiele mają,
Nic innego nie głoszą — tyłku powtarzają
Odgłosy pełne gniéwu, trwogi, okropności,
I pełne na przemianę miłéj ciekawości:
Już jesteśmy po wielu trudach brzegu blisko —
I spaniałe i straszne razem widowisko!?
Witaj pyszny Siklawie! tych opok ozdobo!
Pozwól nam przypatrzyć się i nacieszyć tobą!
Twojéj wzniosłéj piękności nie można zaprzeczyć,
Lecz gniéwasz się! jakbyś chciał tę skałę zniweczyć!?
Czyliż i nas ze sobą chcesz zabrać koniecznie,
I w swojéj niezmierzonéj toni zgubić wiecznie?....
Ha! jeźli zgrzeszyliśmy przeciw swéj krainie,
Przeciw Bogu, ludzkości, niech każdy tu zginie!
A kto ma serce czyste, zdrożności nie broi,
Ten śmiało, bez przypadku na brzegu ostoi;
Ten pojmie tych żywiołów możną okazałość,
I wielką myśl natury i dobraną całość! —
O! ta wodna poezyja, te gwałtowne szumy,
Niweczą w sercu człeka wszelki zaród dumy...
I dają poznać wiecznie swą krzepką młodością,
Że człowiek jest żyjącą słabą nikczemnością,
Że życia tak drogiego nie długie ma trwanie,
Że powinien w naturze mieć zamiłowanie;
Naturę rozpoznawać, nią życie osładzać,
I cudnemi jéj wdzięki swéj duszy dogadzać. —
O radości! możemy jawem téj przyrody,
Stanąć chlubnie pomiędzy obcemi narody;
I cieszyć się wzajemnie i wzajemnie słynąć,
Że łaskawa natura niechcąc nas pominąć:
Zostawiła nam w Tatrach pysznego Siklawa,
Co tak oko i duszę swym wdziękiem napawa!....