Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na dolinę Koprowy bałwanami wpada
I odgłosem wokoło swój gniew rozpowiada.
Ale góra Koprowa — którą słońce grzeje —
Z jego dumy i z jego szaleństwa się śmieje;
Ustrojona spaniałym zieloności ładem,
Podrzeżnia mu się ciągle pięknym wodospadem,
Na którego oblicze patrzają się mile
Smukłe świérki stojące w czerstwéj wieku sile;
Podróżny zaś bezstronnie patrząc na te spory,
Ocenia i Koprowy i Zębu wytwory;
Lecz gdy wyjdzie ciekawie na wyższą polanę,
A ujrzy trzy jeziora w kotlinach rozlane
I lasy w głębi dolin i zbiór paszy zdrowéj,
Przyzna głosem szczerości pierwszeństwo Koprowy;
Widząc też od tych jezior spadające wody
W niedojrzane przepaście, gdzie złamane kłody
Kryją fale spienione — a odgłos wśród lasu
Odbijając ich szelest o ściany szałasu:
Zachwyci się cudowną muzyką doliny,
Przenosząc jéj obrazy nad cudze krainy;
Zawoła ożywiony natury podnietą:
Że Koprowa każdego uczyni poetą!
Téj wspaniałéj piękności niepożyte trwanie,
A z człowieka — niestety! i proszku nie stanie!
Żyje słaby, w rozrywkach wesołym się czuje —
Lecz tu! rozum i zapał gdy duszę przejmuje:
Obudza się i czyni z swą ciemnotą przedział —
I poznaje naturę o któréj nie wiedział;
Poznaje ją uczuciem, która się nie chwieje,
Wieki nosi na sobie i z wieków się śmieje;