Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.

W dolinie Koperszagi przez zwisłe konary,
Przez trawy i gałęzie idźmy w głębsze jary
Gdzie łatwo oko przebić lub nogę skaleczyć,
Zesunąć się, i życie w przepaściach zniweczyć;
Gdzie jeszcze nie zabiegła mordercza siekiéra,
Gdzie wszystko samo rośnie i samo umiéra
I wieku dojrzałego spokojnie dochodzi,
Jedno ginie, a drugie z piérwszego się rodzi;
Ciało żywi się ciałem i nabiera ciała —
A w tém jest niezgłębiona tajemnica cała.
Jesteśmy poświęceni na wszystkie przykrości,
By dojść do miejsca huku w ukrytéj bliskości:
Strumień z wielkim hałasem na dół spadający,
Wyniosłe swoje brzegi pianą pryskający;
Przeraża nas widokiem jak drzewa rozkrusza,
Skały i drzewa wstrząsa, a ucho zagłusza.
Czémże człowiek, gdy stanie przy owém jawisku,
Na oślizłéj opoki zdradnem wychylisku?
Stoimy niebezpieczni na wysokiéj skale
Przy burzliwych bałwanach stérczącéj zuchwale.
Zamyśleni jak bałwan bałwany zaciéra
Jak od brzegu do brzegu walka się rozpiéra;