Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On z przesytu rozkoszy ciężko zachorował,
A bojąc się o duszę — ten zamek darował
Z wszystkiemi dochodami i wsiami licznemi
Klasztorowi w sąsiedztwie na węgierskiéj ziemi.
Więc dzierżyli Muszynę mnichy długie lata,
Aż Władysław Jagiełło, ów Litwin Sarmata,
Zwiedzając w swojém państwie ustroń mu nieznaną,
W owym czasie Muszynę Powroźnikiem zwaną
Przyłączywszy do Polski, prawa dać jéj raczył,
I na własność katedrze krakowskiéj przeznaczył,
Z obowiązkiem, ażeby po dawnym zwyczaju,
Pamiętali biskupi o granicach kraju;
Bo mieli swoje wojska dobrze uzbrojone,
W karności utrzymane a dobrze płacone.
Gród ten późniéj ciężarem losów przyciśniony,
Upadł, i w swym upadku do reszty zniszczony. —
Przy tym zamku przyjemnie łoskot uszy budzi
Od tartaków, a zwinność pracujących ludzi
Wyrywa nas z posępnych myśli nad gruzami,
I stawia pełne życia obrazy przed nami:
Jedni drzewa przywożą, drudzy ociesują,
Te na tartak, a tamte na tratwy ładują —
Odbijają od brzegów i płyną Popradem,
Do Dunajca i Wisły z ładownym swym składem;
Na tratwach ogień paląc, żywność sobie ważą,
To sterują wiosłami, to wesoło gwarzą.
Słychać młyny i wodę z bliska gór płynącą,
Z rozmaitych strumyków tu się zbierającą,
Która szumiąc po głazach, bieg na jazie skraca,
I użyta, gniewliwie kilka kół obraca,
Z pod których umykając jak gdyby z więzienia,
I burzy się i pryska i w pianę zamienia;