Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i szalał ze złości. W tej chwili zobaczył swego wroga, dumnie stojącego na kółkach. Kto wie zresztą, co dziś mu jeszcze zagrażało z tej strony. Rozejrzał się bacznie. Nie było nikogo. Jak dziki, rzucił się na wózek, porwał go i pchnął ze zbocza, tak silnie, że wózek dał wielkiego susa i znikł natychmiast w przepaści.
Pietrek pobiegł w górę lotem strzały i zatrzymał się dopiero przy dużym krzaku ożyn, gdzie mógł znaleźć kryjówkę, w razie zobaczenia Halnego Dziadka. Widział też stamtąd dobrze, co się dzieje z nieprzyjacielem. To, co ujrzał, przepełniło go radością wielką. Wózek spadał coraz to szybciej, przewalał się, podskakiwał, opadał znowu na ziemię, słowem pędził niepowstrzymanie ku własnej zatracie.
Odpadały odeń daleko różne kawałki, jak to nogi, poręcze, poduszki, koła, a wszystko unosiło się wysoko w powietrzu. Właśnie podskoczyły dwie nogi tylne. Pietrkiem zatrzęsło rozradowanie takie, że zaczął tupać, skakać wkółko i zawracać ciągle do swej kryjówki. Znowu wybuchał śmiechem, podrygiwał i skakał, słowem rozpierało go uczucie szczęścia nieopisanego. Był pewny, że teraz nastanie czas pomyślności wielkiej. Ta obca odjedzie, nie mogąc się poruszać, Heidi zostanie sama, będzie chodziła na pastwisko z nim razem, przynosiła dużo jedzenia i wszystko wkroczy na dawne tory. Nie pomyślał jednak, że czyn zły ma groźne następstwa.
W tej chwili wybiegła Heidi z chaty i skierowała się ku szopie. Za nią nadszedł dziadek z Klarą na ręku. Drzwi znalazła Heidi otwarte, deski odjęte, wszystko wewnątrz widać było jak na dłoni, zajrzała kilka razy, potem obiegła szopę, dając znaki wielkiego zdziwienia.
— Cóż to znaczy? — spytał dziadek, podchodząc. — Gdzież wózek?
— Szukam go wszędzie. Mówiłeś, dziadku, że stoi pod szopą! — odparła, rozglądając się wokoło.