Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie, na co je używać należy i jak cenne posiada przymioty, zarówno żywiczna jodła, jak wonna sosna, kędzierzawy mech, najniepozorniejszy kwiatek, słowem, wszystko co wydaje bujna gleba alpejska.
Dziadek opowiadał także przyjacielowi o życiu, obyczajach i uciesznych nieraz nawyknieniach zwierząt małych i dużych, mieszkających w szczelinach skał, jaskiniach, lub też w koronach drzew.
Czas płynął doktorowi niepostrzeżenie, a ile razy ściskał na pożegnanie dłoń towarzysza, powtarzał stale:
— Drogi przyjacielu! Codziennie uczę się czegoś od pana!
Najpiękniejsze atoli dni spędzał doktór z Heidi. Siadali na tem samem, co pierwszego dnia, miejscu u zbocza pastwiska, dziewczynka deklamowała coraz to inne hymny, opowiadała różności, a Pietrek siadał poza nimi, ale złagodniał całkiem i nigdy już nie wygrażał pięściami.
Tak minął piękny wrzesień. Pewnego dnia przybył doktór znacznie mniej wesoły, niż zazwyczaj. Powiedział, że musi zaraz nazajutrz wracać do miasta, co go smuci, gdyż bardzo pokochał halę i jej mieszkańców. Zmartwiła ta wiadomość dziadka, który rad był rozmawiać z nim codziennie, a Heidi nawykła do codziennego widywania drogiego przyjaciela, wprost pojąć nie mogła, że go straci nagle. Doktór pożegnał dziadka, pytając, czy pozwoli, by go Heidi odprowadziła kawałek drogi. Poszli, trzymając się za ręce, a dziewczynka i teraz jeszcze nie wierzyła, że odchodzi.
Po pewnym czasie zatrzymał się doktór, mówiąc, by wracała. Pogładził kręte jej włosy i powiedział:
— Muszę już iść! Ach jaka szkoda, droga Heidi, że cię nie mogę zabrać z sobą do Frankfurtu.
W tej chwili ujrzała przed sobą miasto, domy, kamienne ulice, pannę Rottenmeier i Tinetę i rzekła z wahaniem:
— Wolałabym, by pan doktór sprowadził się do nas.