Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż mnie oczy mylą? Wszakże to Heidi, we własnej osobie!
Heidi podała jej rękę na powitanie, a Brygida pełna podziwu obchodziła ją wokoło, mówiąc:
— Matko! Szkoda, że jej widzieć nie możesz. Ma prześliczną sukienkę i wygląda tak, że ją poznać trudno. Czy ten śliczny kapelusik, leżący na stole, jest także twoją własnością? Włóż go na głowę, bym widziała jak ci w nim ładnie.
— Nie! — zadecydowała Heidi. — Weź go sobie! Mnie już nie potrzebny, mam swój dawny!
Rozwinęła czerwoną chustkę i dobyła stary kapelusik, który w ciągu podróży pomiął się bardziej jeszcze. Nie zważała jednak na to wcale. Miała żywo w pamięci słowa dziadka, któremi pożegnał Detę i jej kapelusz z piórami, i dlatego to chowała swój stary, by w nim doń wrócić. Brygida namawiała ją, by się przez naiwność nie pozbawiała tak pięknego kapelusika. Można go było przecież sprzedać córeczce nauczyciela w osiedlu i dostać dużo pieniędzy, o ileby w nim chodzić nie chciała. Ale Heidi nie ustąpiła i wziąwszy kapelusz, schowała go w kąt izby, za babkę, tak że był niewidoczny. Potem zdjęła paradną sukienkę, przewiązała się czerwoną chustką i uścisnęła rękę babki, mówiąc:
— Muszę teraz iść do dziadka, ale jutro wrócę. Dobranoc, babko!
— Przyjdź, przyjdź na pewno, droga Heidi! — prosiła babka, trzymając jej małą dłoń, z którą jej się rozstać trudno było.
— Czemuż to zdjęłaś śliczną swoją sukienkę? — spytała Brygida.
— Wolę tak wrócić. W tamtej sukience mógłby mnie dziadek nie poznać, tak jak tyś mnie niemal poznać nie mogła.
Brygida wyprowadziła ją na próg i rzekła potrosze tajemniczo: