Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem! — odrzekł.
— Któż mi ją wskaże?
— Nie wiem!
— A może wiesz, gdzie jest inny kościół, z wysoką wieżą?
— Wiem.
— Zaprowadź mnie tam!
— A co mi dasz? — spytał, wyciągając dłoń.
Heidi zaczęła szukać po kieszeniach i po chwili dobyła obrazek z pięknie wymalowanym wiankiem róż, który jej dała Klara. Z pewnym żalem patrzyła nań przez chwilę, potem zaś rzekła:
— Masz!
Chłopiec cofnął dłoń i potrząsnął przecząco głową.
— Czegóż chcesz? — spytała, chowając z zadowoleniem obrazek do kieszeni.
— Pieniędzy!
— Nie mam pieniędzy, ale ma je Klara i da mi na pewno!
— Ileż chcesz?
— Dwadzieścia fenigów.
— Chodźmy!
Ruszyli przed się długą ulicą, a Heidi spytała, co ma na plecach. Objaśnił, że jest to katarynka, przykryta suknem, która gra prześlicznie, gdy kręci korbą. Za chwilę stanęli przed starym kościołem z wysoką wieżą. Chłopiec zatrzymał Heidi, mówiąc:
— Tutaj!
— I jakże się tam dostać? — spytała, widząc, że brama zamknięta.
— Nie wiem!
— Możeby zadzwonić, jak na Sebastjana?
— Nie wiem?