Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a zimą przygląda się pracy dziadka, który zrobił z drzewa krzesła, ławki i piękne żłoby dla swych kózek na siano, nowe wiadro na wodę, do letniej kąpieli, miseczki na mleko i łyżki. Z coraz to większem ożywieniem opisywała wszystkie te piękne rzeczy, które cudem jakby wychodzą z kawałka drzewa. Pragnieniem jej było nauczyć się tej sztuki zczasem. Babka słuchała z wielką uwagą, od czasu do czasu rzucając tylko:
— Czy słyszysz, Brygido, co ona opowiada o Halnym Dziadku?
Nagle hałas rozgłośny u drzwi wchodowych przerwał opowiadanie. Za chwilę wkroczył do izby Pietrek, przystanął jednak u progu, otworzył, na widok Heidi, wyłupiaste oczy, a gdy go powitała, wykrzywił potem twarz najuprzejmiejszym grymasem, na jaki go stać było.
— Jakto? Już wracasz ze szkoły? — zawołała babka tonem zdziwienia. — Od całych lat nie zeszło mi tak prędko popołudnie. Dobry wieczór, Pietruniu. Jakże tam z czytaniem?
— Jak było dotąd — odparł.
— Tak, tak! — powiedziała babka, wzdychając zlekka. — Sądziłam, że zczasem nastąpi jakaś zmiana. Na św. Marcina skończysz już wszakże dwanaście lat.
— Czemużto ma nastąpić zmiana, babko? — spytała Heidi z zaciekawieniem.
— Mógłby, sądzę, nauczyć się czytać. Mam tam na półce stary modlitewnik z pięknemi pieśniami. Dawno ich nie słyszałam, a także uleciały mi z pamięci. Miałam tedy nadzieję, że gdy się Pietrek nauczy czytać, posłyszę czasem którąś z nich. Tymczasem nie może jakoś dać rady sobie z czytaniem.
— Trzebaby zaświecić lampę! — powiedziała Brygida, która przez cały czas naprawiała kaftan syna. — Ściemniło się całkiem. Popołudnie minęło i dla mnie niepostrzeżenie.