Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem matko, czy Halny Dziadek przywiózł sam tę małą. Musi jej się tylko zdawać.
Heidi spojrzała na nią wymownie, jak ktoś, co się nie myli, i odparła:
— Wiem dobrze kto mnie okrył workiem i przywiózł tutaj. Był to dziadek.
— Musi być tedy coś prawdy w opowiadaniu Pietrka, z czasu letnich wypasów, chociaż nie chciałyśmy w to wierzyć. Sądziłam, że dziecko nie przeżyje tam trzech tygodni. Jakże ona wygląda, Brygido?
Brygida obejrzała Heidi ponownie i zdała matce sprawę.
— Jest zgrabna, jak Adelajda. Ma jednak włosy ciemne, kędzierzawe, jak Tobjasz i ten stary na hali. Podobna do obojga rodziców.
Heidi nie próżnowała przez ten czas, ale badała wszystko, co tu można było zobaczyć. Po chwili rzekła:
— Babko, wiatr chwieje okiennicą. Dziadek wbiłby gwóźdź w tem miejscu i wszystko byłoby znowu w porządku. Jeśli się tego nie zrobi, okiennica rozbije na pewno szybę. O, patrz!
— Kochane dziecko! — odparła babka. — Nie mogę tego widzieć, ale słyszę doskonale. Nietylko okiennica tłucze się w wietrze, ale cały dom trzeszczy i drga, gdy wichr zawieje. Zwłaszcza nocą, gdy oni śpią, strach mnie często zbiera, że wszystko spadnie na nasze głowy i zabije wszystkich troje. Nie ma nam jednak kto naprawić domu, Pietrek się na tem nie zna wcale.
— Czemużto, babko, nie możesz widzieć, jak wiatr rusza okiennicą? O, popatrz, znowu to samo robi!
Heidi pokazała palcem.
— Drogie dziecko! Ja nie widzę nic nietylko okiennicy! — powiedziała babka żałośliwie.
— Wyjdę na dwór i otworzę całą okiennicę, a wówczas zobaczysz chyba światło, babko!