Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyjdę znowu w niedzielę, to jest za tydzień. — Będąc już pod drzwiami, zawrócił i rzekł: — A ciebie, Heidi, zaprasza do nas babka, przyjdź kiedy chcesz.
Było to dla dziewczynki wielką nowiną, że ma wogóle do kogoś pójść. Utkwiło jej w głowie i zaraz nazajutrz rano powiedziała:
— Dziadku! Powinnam chyba iść dzisiaj do babki. Czeka na mnie.
— Śnieg za duży! — odrzekł niechętnie.
Myśl odwiedzin nie ustępowała jednak z główki Heidi i każdego dnia pytała po kilka razy:
— Muszę już chyba iść! Babka czeka na mnie bardzo długo.
Czwartego dnia mróz był ostry, trzeszczało pod nogami, powłoka śnieżna stwardniała, a jasne słonko słało promienie wprost na krzesło Heidi, siedzącej z dziadkiem przy obiedzie. Dziewczynka podjęła znowu swe nieustanne:
— Dzisiaj muszę już chyba, dziadku, iść do babki. Ona się niecierpliwi, czekając tak długo.
Na te słowa dziadek wstał, poszedł na strych i zniósł gruby wór, służący Heidi za kołdrę. Potem zaś rzekł:
— Chodźże więc!
Dziewczynka wybiegła w radosnych podskokach na lśniący od śniegu świat. Stare sosny stały teraz bez ruchu, na konarach i gałęziach ich leżała gruba warstwa śniegu, który błyszczał przepięknie, a wszystko wokoło wyglądało tak wspaniale, że Heidi podskakiwała z zachwytu, wołając raz po raz:
— Wyjdźże, dziadku, wyjdź! Jodły pokrywa srebro i złoto!
Dziadek poszedł do szopy i przyniósł szerokie sanki. Miały z przodu długą żerdkę, a z niskiego siedzenia można było wyciągnąć nogi naprzód i opierając o śnieg jedną to drugą, kierować jazdą. Heidi skłoniła dziadka, by wraz z nią podziwiał jodły, potem zaś dziadek usiadł na sankach, wziął ją na kolana, wsadził w worek, by nie przemarzła, przycisnął ją