Strona:PL Sonata Belzebuba.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełnie). A ja wykonam teraz na próbę słynną sonatę Belzebuba. Tak to sprawdziła się najidiotyczniejsza legenda Mordowaru (idzie do fortepianu i zaczyna grać to co Istvan grał przy końcu II-go aktu. Gra wspaniale z ruchami typowymi rozszalałego pianisty. Podczas pianissima mówi): Szczyt ironii, możliwy tylko w naszych podłych czasach: Belzebub, Książę Ciemności, kończy jako pianista! (Istvan obraca się jak automat, idzie w głąb i wychodzi na lewo).

KRYSTYNA  (niespokojnie). Czemu on wyszedł? Gdzie poszedł?

BALEASTADAR  (grając cicho). Nie może znieść tego, że ja lepiej to gram od niego. A po drugie męczy go to, że wie, iż beze mnie nie stworzyłby nic.
(Straszliwy krzyk za sceną. Baleastadar gra z furią. Purpurowa zasłona w głębi rozsuwa się. W piekle robi się czerwony mrok. W głębi widać górę Czikla: skalisty szczyt z żyłami śniegu jak w akcie I-ym — tylko w oświetleniu wschodzącego słońca. U spodu lasy. Na pierwszym planie czarny otwór wśród białawych usypisk kamiennych. Na tle otworu widać Istvana, wiszącego na szelkach na drzewie świerkowym. Do trupa z boku zbliżają się ostrożnie: Ciotka, Rio-Bamba, Babcia i zdejmują go).

BALEASTADAR  (wstając od fortepianu). Teraz widzi pani, dlaczego mówiłem, że dzieła te są pośmiertne. Możemy go nie żałować. I tak żyć by już nie mógł. Przeżył się, a co najważniejsze, przekomponował się na wylot — nie zostało z niego nic. Powiesił się już jako trup. Można dać pokój innym sztukom. Nic demoniczniejszego jak to (wskazuje kupę papierów) z nich nie wypompujemy (do lokai) A teraz, błazny, żywo! Dawajcie kufer. Zdążymy jeszcze na express do Budapesztu, który staje w Uj-Mordowar o szóstej piętnaście. Jedziemy na ostatnie wszechświatowe tournée, a potem koniec z Belzebubem. (Lokaje z szaloną szybkością podają kufer, w który Baleastadar razem z Krystyną zaczynają wrzucać papiery).

KRYSTYNA  O, mój Książę Ciemności! Ciebie jednego kocham. Nie odtrącisz mnie teraz. Tu jest jakieś rondo na dwa fortepiany — będziemy grać je razem.

BALEASTADAR  Dobrze — zobaczymy. Dziś w nocy zda pani egzamin przede mną. A co do miłości, to jeszcze się pokaże. Na razie zbrzydły mi erotyczne problemy.

KRYSTYNA  Ach! Dobrze, dobrze — ja się na wszystko zgadzam. Tylko nie zniosłabym już więcej tych mordowarskich nastrojów. Muszę stąd wyjechać i zacząć żyć naprawdę.

BALEASTADAR  No, zgoda — więc czego chcesz! Przecie jedziemy razem (do grupy mordowarczyków w głębi, którzy stoją nad trupem Istvana) Do widzenia! A nie stwórzcie tam nowej legendy. Drugi raz już się nie sprawdzi tak łatwo (idzie na lewo, za nim Krystyna, za nimi 6-ciu lokai dźwiga kufer. Mordowarczycy powiewają chustkami. Daleki świst pociągu. Bicie dalekich dzwonów. Wychodzą drzwiami lewymi piekła).

Kurtyna

26.VI.1925 r.
P. S. Autor zaznacza, że nie zgadza się na nową pisownię.