Strona:PL Sonata Belzebuba.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

KRYSTYNA  Co się tu dzieje? Och — jakże jestem zmęczona. — Szalony wicher wyłamał pół lasu na stokach Czikla. Ledwo tu trafiłam. A jak tu straszno! Prowadził mnie jakiś dziwny człowiek w staro-hiszpańskim stroju. (wchodzi don José Intriguez de Estrada w stroju Granda z XVII wieku). Nie gniewaj się, babciu, ale on mówił, że to ty go po mnie przysłałaś.

DE ESTRADA  Witaj, Baltazarze. Nie mogłem wytrzymać, aby cię nie odwiedzić. Dziś w nocy przyjechałem z Rio. Mam urlop na 2 miesiące.

BALEASTADAR  Państwo pozwolą sobie przedstawić: kochanek mojej żony, Don José Intriguez de Estrada, ambasador króla hiszpańskiego w Rio.

DE ESTRADA  (zmieszany). Wolne żarty, Baltazarze...

BALEASTADAR  Nie żaden Baltazar, tylko Belzebub, Książę Ciemności! Czy nie widzisz tych rogów. (wskazuje na głowę). Sam mi je przyprawiłeś. Ale teraz stały się symbolem mego diabelstwa. Siadaj. (De Estrada siada, ale widać, że czuje się fatalnie). Tu chodzi tylko o to, aby ten młody muzyk napisał sonatę godną samego Belzebuba — to jest mnie.

DE ESTRADA  Czuję się fatalnie w tym wszystkim. No tak, skoro chcesz udawać wariata, to trudno. Pamiętam: mówiłeś mi kiedyś coś takiego po pijanemu. Ja jestem w dziwnym położeniu: zamiast do Madrytu pojechałem na Fiume — Budapeszt wprost do Mordowaru. Teraz widzę, że nie ma w tym żadnego sensu. Tam w Mordowarze, zaraz ze stacji, poszedłem wprost do nieznajomego mi całkiem domu i z tą oto panienką, którą widzę po raz pierwszy w życiu, przyjechaliśmy tu, do tego kabaretu w opuszczonej kopalni. Konie padły nam po drodze i pieszo, wśród walącego się lasu — nie masz pojęcia co za wicher...

BALEASTADAR  Milczeć! Ja ci dam kabaret! (De Estrada mdleje i wywraca się na wznak w fotelu. Kapelusz spada mu z głowy)..

KRYSTYNA  Teraz dopiero jasno widzę. Jest już za późno. Ja kochałam tylko Istvana.

BABCIA  A do tego okazało się, że Istvan jest hrabią. Przy pomocy Księcia Ciemności będzie największym muzykiem świata.

KRYSTYNA  Wszystko przepadło. Niechby sobie był, kim chciał — to mnie nic nie obchodzi! (płacze) Ja go tak strasznie, beznadziejnie kocham.

SAKALYI  Ostatni ratunek przepadł. Panno Krystyno: ja uciekałem od pani, bo bałem się mamy i mezaliansu.

HILDA  Widzicie jaki on jest podły!

ISTVAN  Nie przerywaj mi. Coś zaczyna się we mnie tworzyć. Pierwszy temat sonaty... W fis mol. (zamyśla się) Mam ją całą w sobie, jak jakąś jedną, mglistą bombę.

BALEASTADAR  Ach — nareszcie! Czasami naprawdę śmiać mi się chce jak pomyślę, że ostatecznym celem tego wszystkiego ma być jakaś głupia sonata. Oto, jak spsiała, że tak powiem — passez moi l'expression — sama idea Belzebuba w ostatnich czasach. Sam Belzebub, aby przeżywać siebie istotnie, musi być jakimś zagwazdranym mecenasem sztuki i wirtuo-