Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CHÓR.

Przywtórzę tobie, a strach mi, że boży
Spotkał go dopust; boć ulgi doznawszy,
       280 Niemniej on biedny, jak kiedy chorował.

TEKMESSA.

Wiedz ty, że tak się złożyły te sprawy.

CHÓR.

Lecz jak przypadły nań złego początki?
Rzeknij, bo z jego współczujem my losem.

TEKMESSA.

Powiem więc wszystko, jak gdybyś był świadkiem.
       285 W głębokiej nocy, gdy światła wieczorne
Już nie świeciły, porywa on nagle
Miecz obosieczny i gwałtem zamierza
Ruszyć po ciemku na nocną wyprawę.
Ja więc strofując mu mówię: cóż myślisz
       290 O mój Ajaxie? cóż począć zamierzasz
Niepowołany ni przez posła wici,
Ni surmy hasło; toć obóz śpi cały. —
On zbył mnie słowem, co żyje przez wieki:
Niewiasto, milczeć przystoi niewieście.
       295 Ja tedy ścichłam, a on wnet się zerwał.
I co tam robił, określić nie zdołam,
Lecz kiedy wracał, to pędził przed sobą
Byki spętane, psy, owce złupione
I ciął je po łbach i gardła podrzynał
       300 I nad zwierzami, by ludźmi się pastwił.
W końcu zaś na dwór wypadłszy, do mary
Jakowejś wydął przemowy, Atrydów
Lżąc i Odyssa smagając szyderstwem,
Jaką to łaźnię na polu im sprawił.