Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CHÓR.

       133—171 Telamona ty synu, co fali wśród sinej
Nadbrzeżną władniesz włością Salaminy,
Rad będę by ci się wiodło.
Lecz gdyby tknął cię razem bóg,
Lub słowo Danaów ubodło,
To wpadam w lęk i drżę od trwóg
Jak lotnych oko gołębi.
Bo, gdy po nocy błysnął świt,
Wraz głosów złych mnie doszedł zgrzyt
Hańbiący ciebie do głębi,
Żeś ty wśród koniopląsych błoń
W Danaów łup wymierzył broń
I na zdobytych bydło stad
Z błyszczącym mieczem wpadł.
A takie szepty i gawędy
Wymyśla, głosi Odys wszędy
I wnet przekona tłum,
A ten zbyt chyżo głosom wierzy
I słysząc to, co inny szerzy,
Kumowi zwierza kum,
A szyderstw wraz przymiesza.
Bo gdybyś w wielkich zmierzył strzał,
Nie chybisz snać ty celu,
Lecz chybisz, gdybyś na cel brał
Mnie, którym jeden z wielu;
Wszak zawiść się bogaczy wiesza.
A bez tych wielkich człek pośledni
Zawodnym twierdzy wałem,
Zaś słabych poprą ci co przedni,
A ci znów wzrosną z małym. —