Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skądkolwiek one — coś dały ochłody?
Nie dla mnie rozkosz takiego widoku!
Ni miasto, bogów świątynie i grody!
Bom ja najwyższą w Tebach dzierżąc chwałę,
       1380 Sam ich się zbawił, gdym miótł złorzeczenia,
By wygnać zbrodnię i bogów zakałę.
Choćby z Laiosa była pokolenia.
Czyżbym ja zdołał, takie hańby znamię
Dźwigając, podnieść ku dzieciom me czoło?
       1385 O nie! lecz raczej podniósłbym me ramię
Na słuch i ten bym zmiażdżył, by w około
Szczelnie odgrodzić nieszczęsne me ciało,
Aby i ucho odtąd nie słyszało;
I tak pozbawion i wzroku i słuchu,
       1390 Możebym wytchnął w nieświadomym duchu.
Czemuś mnie przyjął, szczycie Kiterona,
Czemuś nie zabił, by wśród twych pasterzy
Wieść gdzieś zamarła, z jakiego ja łona!
Polybie, moja rzekoma macierzy,
       1395 Koryncie, czemuż dla złego osłony
Mnie w pozłociste przybrano tam strzępy?
Dziś ja nieszczęsny, z nieszczęsnych zrodzony!
Troiste drogi i leśne ostępy,
Bory, rozbieżne wśród gęstwin wąwozy,
       1400 Co ojcobójczą posoką sączycie,
Czy wam wiadomem, czy dotąd pomnicie,
Co ja spełniłem i w jakie ja grozy
Zabrnąłem dalej? o śluby, o sromy!
Nas zrodziłyście, a potem posiewy
       1405 Brałyście od nas i jedne tu domy
Objęły matki i żony i dziewy
Z krwi jednej, ojców i braci i syny