Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Któż w czarniejszą runął noc
Do nieszczęścia głębi?
Edypa głowo wysławiona,
Jednej starczyło przystanie
Na syna, ojca kochanie
I jednego łona.
Jakoż cię mogły znosić do tej pory
W milczeniu ojca ugory?

Czas wszechwidny, ten odsłoni
Winy twojej brud,
Ślub nieślubny zemsta zgoni
Płodzących i płód.
O niechajbyś się Laiosa dziecię
Nigdy nie był zjawił,
Nie byłbym teraz rozpaczą, co miecie
Jęki, serc krwawił.
Tyżeś to kiedyś roztworzył me oczy
I dziś ty grążysz mnie w mroczy.

POSŁANIEC DOMOWY.

O wy, którzyście starszyzną tej ziemi,
Jakież będziecie wnet słyszeć i widzieć
       1225 Klęski i jakiej doznacie boleści,
Jeżeli trwacie w miłości tych domów.
Myślę, iż Istru, ni Fasisu Wody
Kałów nie zmyją, co kryją się w wnętrzu
Tego domostwa i wyjrzą na światło. —
       1230 Woli to dzieła. A najgorszą męką
Ta, którą człowiek własną ściągnie ręką.

CHÓR.

To już, co wiemy, dość daje żałoby
I dosyć jęków. Cóż nadto przynosisz?