Strona:PL Sofokles Elektra tł WZ (1884).djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

roztropniejszymi od nich i liczniejszymi będziecie mieli walczyć.
Orestes. Nie mamy teraz już czasu do mów długich, Pyladesie, lecz jak najprędzéj chodźmy błagając bogów ojcowskich, którzy w tych komnatach mieszkają.
Elektra (sama). Władco Apolinie, wysłuchaj ich łaskawie i mnie przy nich, bo często ze swego imienia, szczodre składając ofiary, do ciebie przystępowałam. Teraz zaś Lycyjczyku, jak mogłam wzywam i proszę ciebie na klęczkach, pomagaj nan o dobroczynny w tem przedsięwzięciu, i okaż jaką nagrodę za złe bogowie ludziom dają.

(Odchodzi.)

Chór. Patrzcie, dokąd Ares podąża, pałając mordem niepowściągnionym. Już weszły do domu psy pędzące za zbrodnią nie uniknioną, tak że nie długo zwlekać będzie méj duszy obraz. Bo zbliża się do domu, do staréj bogatéj siedziby ojca niosąc broń morderczą w rękach. Syn Mai go wiedzie, otaczając winę nocą i wcale nie zwleka.
Elektra (wychodząc). O drogie niewiasty, ci mężowie dokonują teraz dzieła, lecz milczcie.
Chór. Jakto? co czynią teraz?
Elektra. Ona ozdabia urnę do grobu, a ci stoją koło niej.
Chór. Pocóżeś ty wyszła tutaj?
Elektra. Aby pilnować, by Egist niepostrzeżenie nie wrócił.