Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofokles - Antygona (Kaszewski).djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Przodownik Chóru.

Hardy duch ojca odrodził się w córze:
Oboje równo niebaczni na burze.


Kreon.

O! i najtwardszy duch za czasem pęknie:
Przecież żelazo ma twardość nielada,
A patrz, jak w ogniu kruszy się i mięknie.        100
Najdzikszych koni rozhukane stada
Słabe wędzidła spokojnie prowadzą.
Jak śmie być hardym ten, kto jest pod władzą?
Ona wiedziała, e mnie już znieważa
Lekceważeniem mojej woli prawej,        105
A teraz jeszcze zniewagę powtarza,
Śmiejąc się, pyszniąc z gorszącej niesławy.
To gdyby jej się zwycięstwo udało,
Ją, nie mnie mężem zwaćby można śmiało;
Ale czy ona krewną mi przez siostrę,        110
Czy bodaj bliższą niewiastą w rodzinie,
Zawsze jej kara wzorowa nie minie.
Ja na nie obie pomsty dłoń rozpostrę,
Bo i Ismena, jej siostrzyczka miła,
Do tej się sprawy, ręczę, przyłożyła.        115
Wołać ją tutaj! Ja dobrze widziałem.
Że ona jakimś opętana szałem,
A szał — niepokój zdradza i dowodzi,
Że ktoś pociemku w zdrożne cele godzi;
Ja zaś najbardziej potępiam człowieka,        120
Co w piękne słówka brzydki czyn obleka.


Antygona.

Czegóż chcesz więcej! zabij! ja-m gotowa.


Kreon.

Nic nie chcę więcej, to dość... ani słowa.


Antygona.

Więc przestań mówić, bo próżna twa mowa.
I próżno drażnią zobopólne słowa.        125
Cokolwiek powiesz, wielka dla mnie chwała;
Żem brata ze czcią w grobie pochowała;
I każdyby mnie chwalił z mego dzieła,
Tylko że bojaźń usta im zamknęła.
Bo król, przy innych: i tę moc dziedziczy,        130