Ta strona została uwierzytelniona.
NA SZCZYCIE.
W drżącej dłoni ściskając pręt żelazny krzyża,
co rozpostarł nademną dwa czarne ramiona, —
jak gdyby chciał przypomnieć, że ludzka moc kona
także tu, bo jej hardy łeb on do stóp zniża, —
stałem tam. Lecz mi rozkosz psuła zasępiona
myśl, że on za mną tuż, mój krzyż! Że mnie poniża
ten czujny znak cierpienia!... Gdy o pręty krzyża
skroń oparłem, był zimny, jak człowiek, co kona...
Więc zaśmiałem się cierpko, żem był chwilę dumny,
jak orzeł, gdy kozicę ujmie w nagłym skoku, —
żem był dumny, dziecięce pokonawszy trudy...
Wszakże ze mną jest mój krzyż, — zimny, bezrozumny
i bolesny, jak słowa okrutne wyrokul...[1]
O jakże szybko szczęścia pierzchają ułudy!...
- ↑ Błąd w druku; winno być wyroku... lub wyroku!...