Strona:PL Shakespeare - Makbet tłum. Paszkowski.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy owi ludzie, których zamówiłem,
Czekają na me rozkazy?
Sługa. Czekają
U bram zamkowych, Panie.
Makbet. Niech tu przyjdą.

Wychodzi sługa.

Być tem, czem jestem, jestto niczem nie być,
Jeślibym nie mógł być tem bez obawy.
Ten Banko jest mi groźny, ma on w sobie
Coś królewskiego, czego się bać trzeba.
Nieustraszony on i z gotowością
Ważenia się na wszystko łączy w sobie
Zimną rozwagę, która jego męstwo
Po pewnej drodze kieruje do celu,
Prócz niego niema na świecie człowieka,
Którego bym się lękał, obok niego
Czuje się duch mój uciśnionym, jako,
Wedle podania, czuł się uciśnionym
Duch Antoniusza przy Cezarze. Zgromił
Owe niewiasty, kiedy mię nazwały
Królem, i kazał im do siebie mówić,
Wtedy go one pozdrowiły ojcem
Szeregu królów. Mnie więc bezowocną
Dały koronę, wsadziły mi w rękę
Jałowe berło, mające plonować
Komuś obcemu, nie moim potomkom.
Toż więc sumienie sobie splugawiłem
Dla rodu Banka, dla jego korzyści
Zamordowałem zacnego Dunkana;
Spokojność sobie zatrułem, jedynie
Dla rodu Banka i wieczny mój klejnot
Wspólnemu ludzi nieprzyjacielowi
Na łup oddałem, po to tylko, żeby
Ukoronować ród, nasienie Banka!
O, niech się raczej ostateczność stanie.
Losie, wyzywam cię w zapasy! Kto tam?

Sługa z dwoma zbójcami wchodzi.