Strona:PL Shakespeare - Makbet tłum. Paszkowski.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA CZWARTA.
Za obrębem zamku.
Wchodzą Rosse i Starzec.

Starzec. Kopę lat z górą pamiętam, widziałem
Wiele widowisk, wiele okropności,
Ale dzisiejsza noc wszystko dawniejsze
W śmiech obróciła.
Rosse. Patrz, poczciwy starcze,
Jak samo niebo w gniewie na złość ludzką
Zdaje się grozić jej krwawej widowni.
Podług zegaru to dzień, a jednakże
Gruby mrok tłumi wschodzącą pochodnię.
Jestli to przemoc nocy, czyli wstyd dnia,
Że ciemność kryje tak oblicze ziemi,
Kiedy ją miało ucałować słońce
Ożywcze?
Starzec. Jestto tak nienaturalne,
Jak ów czyn świeżo teraz dokonany.
Przeszłego wtorku widziałem sokoła
Majestatycznie się unoszącego,
W tem nędzna sowa napadła go z boku
I zadziobała.
Rosse. A konie Dunkana
(Rzecz nie do wiary, a jednak istotna),
Owe rumaki tak piękne i rącze,
Prawdziwe w swoim rodzaju pieścidła,
Zdziczały nagle, stargały uwięzie,
I z bram stajennych wypadły, jak gdyby
Chciały wojować z ludźmi.
Starzec. Powiadają,
Że się pożarły.
Rosse. W istocie tak było,
Ku osłupieniu moich oczu, które