Strona:PL Shakespeare - Makbet tłum. Paszkowski.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy ci te same usta to przyrzekły,
Które nazwały mnie tanem Kawdoru?
Banko podobnież do niego. Wieszczba ta, jeśli wiarę w niej położysz,
Może zapalić w tobie niebezpieczną
Żądzę korony. Często, przyjacielu,
Narzędzia piekła prawdę nam podają,
Aby nas w zgubne potem sieci wplątać;
Łudzą nam duszę uczciwym pozorem,
Aby nas znęcić w przepaść następstw.

Głośno.

Słówko,
Mości panowie.
Makbet do siebie. Dwie wróżby, będące
Niby prologiem świetniejszej przyszłości,
Już się sprawdziły.
Głośno. Za trud wasz, panowie,
Wdzięczny wam jestem.

Znowu do siebie.

To nadprzyrodzone
Proroctwo złem być nie może, nie może
Także być dobrem. Jestli złem, dlaczegoż
Zapowiedziało mi wiernie godziwy
Początek mego powodzenia? jestli
Przeciwnie dobrem, dlaczegoż mi skrycie
Nasuwa myśli, od których strasznego
Obrazu włos mi się jeży i serce
Moje hartowne w kontr naturze bije?
Obecna zgroza nie tyle jest straszną,
Ile okropne twory wyobraźni;
Mordercze widma bytujące dotąd
Tylko w fantazyi mojej, tak dalece
Wstrząsają moje jestestwo, że wszystkie
Męskie me władze w sen się ulatniają
I to jest tylko we mnie, czego niema.
Banko na stronie. Czy uważacie, jak się nasz przyjaciel
Zadumał?