Strona:PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Anglii, Lisbony, Barberyi i Indyi,
Nieszczęśliwego nie uniknął starcia
Z rozbójniczemi skały?
Saleryo. Ani jeden.
A potem, choćby miał sumę potrzebną
Do spłaty żyda, tenby jej zapewne
Teraz nie przyjął. Nie widziałem jeszcze
Stworzenia, ludzką noszącego postać,
Któreby było tak chciwie zażarte
Na zgubę ludzką. Dzień i noc się wiesza
Przy uszach doży, prawi o zgwałceniu
Publicznych swobód, jeśli mu odmówią
Sprawiedliwości. Ze dwudziestu kupców,
Sam doża nawet i najznakomitsi
Senatorowi starali się jego
Upór przełamać, ale nadaremnie:
Wciąż się domaga zadośćuczynienia
Z mocy obligu i praw mu służących.
Jessyka. Gdym jeszcze była u niego, słyszałam,
Tak się klął przed Tubalem i przed Chusem,
Współwyznawcami swoimi, że woli
Ciało Antonia, niż dwadzieścia razy
Wziętą tę sumę, jaką ma u niego;
I pewna jestem, że jeżeli prawo,
Władza i siła nie przeszkodzą temu,
Z biednym Antoniem źle się skończy.
Porcya. Wasz-li
Blizki przyjaciel w takim jest kłopocie?
Bassanio. Najdroższy mój przyjaciel, najpoczciwszy,
Niespracowany w uczynności człowiek,
W którym się rzymska starożytna cnota
Przebija bardziej, niż w kimbądź we Włoszech.
Porcya. Jakąż on sumę winien jest żydowi?
Bossanio. Trzy tysiące dukatów i to za mnie.
Porcya. Nie więcej? Wypłać mu te trzy tysiące
I podrzej oblig: podwój mu tę sumę,