Strona:PL Shakespeare - Kupiec wenecki tłum. Paszkowski.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak słodki tylko może istnieć przedział
Między tak śliczną parą. Tu, w tych włosach
Malarz jak pająk, osnuł sieć na serca.
Ale jej oczy! jak mógł patrzeć na nie,
Chcąc je nakreślić? Nim jedno nakreślił,
Obadwa swoje powinien był stracić
I nie dokończyć dzieła. Ależ patrzcie!
O ile prawda moich słów uwłacza
Temu cieniowi, za słabo go wielbiąc,
O tyle także ten cień ustępuje
Przed rzeczywistą prawdą. Oto karta,
W której treść mego szczęścia jest zawarta. Czyta.
Ty, coś się trzymał prawej szali,
Gardząc tem, co lśni okazalej,
Roztropność twą fortuna chwali;
Bądź kontent i nie szukaj dalej.
Serce-li twe się k’temu skłania,
Czego ci posiąść los nie wzbrania,
Zbliż się do lubej bez wahania,
Upomnieć się pocałowania.
Słodki nakazie! — Luba, pozwól zatem. Całuje ją.
Umocowany tym prawnym mandatem
Stojąc przed tobą, sam z sobą spór wiodę,
Jak ktoś, co z drugim walcząc o nagrodę,
I słysząc poklask w zgromadzonym tłumie,
Oszołomiony topi się w zadumie,
I pyta siebie: dla mnież te poklaski?
Tak i ja, jeszcze niepewny twej łaski,
Nie śmiem radością mego szczęścia mierzyć!
O, stwierdź je, poświadcz, pozwól mi w nie wierzyć!
Porcya. Signor Bassanio, pisz mię, jak mię widzisz.
Dla siebie samej nie byłabym pewnie
W żądaniach moich zbyt wymagającą,
Pragnąc o wiele być lepszą, niż jestem;
Ale dla ciebie radabym w trójnasób
Dwadzieścia razy spotęgować siebie,