Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gorącego złota, tkanego w powietrzu. Ludzie to plamy czerwone lub białe i moja dzieweczka jest tylko plamą mojego pejzażu. Roskoszna plama! Zrobię ją w ruchu, gdy kładzie zżętą garść zboża, przeginając się rozkosznie. Co tu motywów! co tu motywów! Boże! byle wyjść z tego głupiego miasta.
Nazajutrz raniutko, wynurzył się z poza rogatki łobzowskiej. Biała mgła okrywała świat, a czuło się słońce wgórze, było jasno, biało, przezroczyście. Idąc, kąpał się w mgle, oddychał westchnieniami wiosny, nowe wrażenia, nowe obrazy, nowe pragnienia wciskały się w jego umysł. Rad był tej srebrnej mgle, temu słońcu, które przeczuwał, że jasno świeci wgórze. Dostał się na ścieżkę przydrożną, na drodze panował wielki ruch — piątkowy targ w mieście, wozy ciągnęły wolno, wśród nich ludzie, otuleni mgłą, fantastyczni, jacyś inni, z łagodnemi konturami, zdawało się, że ciągnie armją duchów. Milczała, tylko łańcuchy u naszelników grały, tylko podkowy koni, bijąc twardy gościniec, wydawały głuche jęki.
Poza Łobzowem, na szerokich polach, mgła zbijała się w kłęby, uciekając przed promieniami słońca, goniona ciepłem, rozpływała się cicho, konając na zagonach i trawnikach. Uciszyło się, ludzie już przeszli, słonko grzało rozkosznie, ziemia oddychała wiosną. Od strony drogi żelaznej, z poza wałów, wychyliło się dziewczę. Mgły kładły się u jej nóg, a słonko oświecało białą chusteczką na głowie.
Nie uciekała, przyłożyła rękę do czoła, młodym wzrokiem sokoła wpatrywała się w owiniętego w mgły młodzieńca, uśmiechnęła się radośnie, szeptała:
— Idzie... to on... a któżby inny, tylo on, mój panicz złocisty, pełen krasy i przychlebstwa, co za serce łapie. Idzie mój... a takem ci go wyglądała!... Głupia! głupia! twój!?... Patrzy na jakiegoś króle-