Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

-artystyczny przy reńskiem winie trzeszczał dowcipem i wesołością.
Nazajutrz Wacek wrócił do pracy, swobodny i uśmiechnięty. Cień, stojący między nim a sztuką, znikł zupełnie. Nie miał wyrzutów sumienia, pewny był, że spełnił święty obowiązek, oswobadzając sympatyczne dziewczę od artystycznego narwańca, za jakiego się w głębi serca miał.
Zaświeciło słońce, zrobiło się raptownie ciepło, jak w kwietniu, południowy wiatr, pomimo że ochłodzony szczytami Alp, był łagodny; na polach poczerniało, zielona ruń zboża okrywała zagony. Pchany artystycznym niepokojem i gorączką, pochwycił obraz, Antka zaprosił do towarzystwa i pobiegli za miasto.
Pejzaż, przeniesiony z izby, chociażby jak najjaśniej oświeconej, wyglądał martwo, brak mu było powietrza.
— Pejzaż z pamięci, to głupota, idjotyzm, podłośc!...
— No, no, korzystaj ze światła i ciepła, rób co masz robić, i w nogi.
— Patrz, jaki porcelanowy...
— Dalej, dalej — nalegał Antek, położył mu farby na paletę — bierz, rób, tymczasem skoczę do karczmy i każę piwa zagrzać.
Wacek został sam, ogłupiały, zapatrzony w płótno i w drgające życiem powietrze, w ten tajemniczy ruch, który odczuwał, lecz go wziąć i przenieść na płótno nie umiał.
Pochwycił pędzel... próbował... nie szło mu... bał się zepsuć tego, co jest.
— Należało od początku malować w plenerze, a nie teraz, gdy drewniana martwota izby rozpostarła się na płótnie...
Umieszał farby, przykucnął przed płótnem i leciutko dotykał pędzlami.