Strona:PL Sewer - Bajecznie kolorowa.djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I

To los mój senne królestwa posiadać,
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych.“


Mróz iskrzył się w powietrzu pod promieniami wschodzącego słońca, dymy wyciągniętemi kitami szły wgórę, na ulicach słychać było skrzyp kół wozów, ugniatających zmarznięty śnieg i widać pary z nozdrzy koni i ludzkich ust, marznące w powietrzu.
Monachjum, osadzone na wysoko wzniesionej płaszczyźnie, miewa duże mrozy i ciężką zimę. W pracowniach malarzy o oknach wielkich, umieszczonych na dachach, bywa zimno, od zmarzniętych szyb szaro, ciemno, brudno — pracować nie można...
Przez starą bramę, której łuki dotykają hotelu Polingera, przemknęło dwóch młodych ludzi; jesienne paltoty mało chroniły ich od zimna, biegli prędko, rozcierając często uszy rękami.
Całe miasto wrzało ożywionym ruchem. Powolnych zazwyczaj Bawarów zmuszał mróz do szybkich ruchów. Ludność robiła wrażenie: jedni — goniących, drudzy — uciekających.
Dwaj młodzi ludzie, wysocy i szczupli, o szerokich ramionach, prześcigali wszystkich na swej drodze — dotarli na plac Maksymiljana, a na ulicy Maksymiljana wpadli do wspaniałej kawiarni. Ciepło, zapach świeżej kawy i uśmiechnięte w białych fartuszkach Niemeczki, wszystko razem robiło rozkoszne