Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze wiele czasu i przy mojej zwinności mogłem na czas powrócić.
Wyszedłem w noc zimową, kolorową od iluminacji nieba. Była to jedna z tych jasnych nocy, w których firmament gwiezdny jest tak rozległy i rozgałęziony, jakby rozpadł się, rozłamał i podzielił na labirynt odrębnych niebios, wystarczających do obdzielenia całego miesiąca nocy zimowych i do nakrycia swemi srebrnemi i malowanemi kloszami wszystkich ich nocnych zjawisk, przygód, awantur i karnawałów.
Jest lekkomyślnością nie do darowania, wysyłać w taką noc młodego chłopca z misją ważną i pilną, albowiem w jej półświetle zwielokrotniają się, plączą i wymieniają jedne z drugiemi ulice. Otwierają się w głębi miasta, żeby tak rzec, ulice podwójne, ulice sobowtóry, ulice kłamliwe i zwodne. Oczarowana i zmylona wyobraźnia wytwarza złudne plany miasta, rzekomo dawno znane i wiadome, w których te ulice mają swe miejsce i swą nazwę, a noc w niewyczerpanej swej płodności nie ma nic lepszego do roboty, jak dostarczać wciąż nowych i urojonych konfiguracyj. Te kuszenia no-