Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wybaczał się coraz bardziej, aż wyłamał się ryczącym, charczącym kaszlem śmiechu.
Do głębi wstrząśnięty, widziałem, jak hucząc śmiechem z potężnych piersi, dźwignął się powoli z kucek i zgarbiony jak goryl, z rękoma w opadających łachmanach spodni, uciekał człapiąc przez łopocące błachy łopuchów, wielkiemi skokami — Pan bez fletu, cofający się w popłochu do swych ojczystych kniei.