Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z uśmiechem do ojca i dała mu psztyczka w nos. Na to hasło Polda i Paulina klasnęły radośnie w dłonie, zatupotały nóżkami i, uwiesiwszy się z obu stron u ramion ojca, obtańczyły z nim stół dookoła. W ten sposób, dzięki dobremu sercu dziewcząt, rozwiał się zarodek przykrego konfliktu w ogólnej wesołości.
Oto jest początek wielce ciekawych i dziwnych prelekcyj, które mój ojciec, natchniony urokiem tego małego i niewinnego audytorjum, odbywał w następnych tygodniach owej wczesnej zimy.
Jest godne uwagi, jak w zetknięciu z niezwykłym tym człowiekiem rzeczy wszystkie cofały się niejako do korzenia swego bytu, odbudowywały swe zjawisko aż do metafizycznego jądra, wracały niejako do pierwotnej idei, ażeby w tym punkcie sprzeniewierzyć się jej i przechylić w te wątpliwe, ryzykowne i dwuznaczne regjony, które nazwiemy tu krótko regjonami wielkiej herezji. Nasz herezjarcha szedł wśród rzeczy, jak magnetyzer, zarażając je i uwodząc swym niebezpiecznym czarem. Czy mam nazwać i Paulinę jego ofiarą? Stała się