Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kalna, odpoznawaliśmy w nich herb owego dnia, emblemat kalendarzowy bezimiennego wtorku, i rozbieraliśmy go pośpiesznie między siebie, pełni ulgi, że dzień uzyskał w nim swą fizjonomję.
Subjekci spożywali go z namaszczeniem, z powagą kalendarzowej ceremonji. Zapach pieprzu rozchodził się po pokoju. A gdy wytarli bułką ostatek galarety ze swych talerzy, rozważając w myśli heraldykę następnych dni tygodnia, i na półmisku zostawały tylko głowy z wygotowanemi oczyma, — czuliśmy wszyscy, że dzień został wspólnemi siłami pokonany i że reszta nie wchodziła już w rachubę.
W samej rzeczy z resztą tą, wydaną na jej łaskę, Adela nie robiła sobie długich ceregieli. Wśród brzęku garnków i chlustów zimnej wody, likwidowała z energją tych parę godzin do zmierzchu, które matka przesypiała na otomanie. Tymczasem w jadalni przygotowywano już scenerję wieczoru. Polda i Paulina, dziewczęta do szycia, rozgospodarowywały się w niej z rekwizytami swego fachu. Na ich ramionach wniesiona, wchodziła do pokoju milcząca, nie-