Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pączki życia pękły do światła, napełniły się pokoje kolorowym pogwarem, migotliwym świergotem swych nowych mieszkańców. Obsiadały one karnisze firanek, gzymsy szaf, gnieździły się w gęstwinie cynowych gałęzi i arabesek wieloramiennych lamp wiszących.
Gdy ojciec studjował wielkie ornitologiczne kompendja i wertował kolorowe tablice, zdawały się ulatywać z nich te pierzaste fantazmaty i napełniać pokój kolorowym trzepotem, płatami purpury, strzępami szafiru, grynszpanu i srebra. Podczas karmienia tworzyły one na podłodze barwną, falującą grządkę, dywan żywy, który za czyjemś niebacznem wejściem rozpadał się, rozlatywał w ruchome kwiaty, trzepocące w powietrzu, aby wkońcu rozmieścić się w górnych regjonach pokoju. W pamięci pozostał mi szczególnie jeden kondor, ogromny ptak o szyi nagiej, twarzy pomarszczonej i wybujałej naroślami. Był to chudy asceta, lama buddyjski, pełen niewzruszonej godności w całem zachowaniu, kierujący się żelaznym ceremonjałem swego wielkiego rodu. Gdy siedział naprzeciw ojca, nieruchomy w swej monumen-