Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bionem nadgłowiem łóżka, z ogromnym cieniem od głowy na ścianie, kiwającego się w bezgłośnej medytacji.
Chwilami wynurzał głowę z tych rachunków, jakby dla zaczerpnięcia tchu, otwierał usta, mlaskał z niesmakiem językiem, który był suchy i gorzki, i rozglądał się bezradnie, jakby czegoś szukając.
Wówczas bywało, że zbiegał pocichu z łóżka w kąt pokoju, pod ścianę, na której wisiał zaufany instrument. Był to rodzaj klepsydry wodnej, albo wielkiej fioli szklanej, podzielonej na uncje i napełnionej ciemnym fluidem. Mój ojciec łączył się z tym instrumentem długą kiszką gumową, jakby krętą, bolesną pępowiną, i tak połączony z żałosnym przyrządem, nieruchomiał w skupieniu, a oczy jego ciemniały, zaś na twarz przybladłą występował wyraz cierpienia, czy jakiejś występnej rozkoszy.
Potem znów przychodziły dni cichej skupionej pracy, przeplatanej samotnemi monologami. Gdy tak siedział w świetle lampy stołowej wśród poduszek wielkiego łoża, a pokój ogromniał górą w cieniu umbry, który go łą-