Przejdź do zawartości

Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w miarę zbliżania do wsi, w obdartusa wiejskiego.
Przedmiejskie domki tonęły wraz z oknami, zapadnięte w bujnem i pogmatwanem kwitnieniu małych ogródków. Zapomniane przez wielki dzień, pleniły się bujnie i cicho wszelkie ziela, kwiaty i chwasty, rade z tej pauzy, którą prześnić mogły za marginesem czasu, na rubieżach nieskończonego dnia. Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na elefantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając się pod przerostem potwornej korpulencji. Ale naiwne przedmiejskie dzwonki i perkalikowe, niewybredne kwiatuszki stały bezradne w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach, bez zrozumienia dla wielkiej tragedji słonecznika.


2.


Splątany gąszcz traw, chwastów, zielska i bodjaków buzuje w ogniu popołudnia. Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka