Przejdź do zawartości

Strona:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nej — bez jednej myśli w głowie. Przez niskie arkady widać było biały i czysty plac rynkowy. Beczki po winie stały rzędem pod ścianą i pachniały. Siedzieliśmy na długiej ladzie, na której w dnie targowe sprzedawano kolorowe chustki chłopskie i bębniliśmy nogami w deski z bezradności i nudy.

Nagle Rudolf mając usta zapchane obwarzankami wyjął z zanadrza markownik i rozwinął go przede mną.